Uwzględniono wyłącznie rozgrywki ligowe. Multimedia w Wikimedia Commons. Cytaty w Wikicytatach. Artur Boruc (ur. 20 lutego 1980 w Siedlcach) – polski piłkarz, który występował na pozycji bramkarza. W latach 2004–2017 reprezentant Polski [2]. Uczestnik Mistrzostw Świata 2006 oraz Mistrzostw Europy 2008 i 2016. Date de naissance: 20 févr. 1980 Lieu: Siedlce Âge: 43 Taille: 1,93 m Nationalité: Pologne Position: Gardien Pied: droit Agent du joueur: Wasserman Club actuel: Fin de carrière Dans l'équipe depuis: 1 juil. 2022 Contrat jusqu’à: - Équipementier: New Balance Réseaux sociaux: Informations supplémentaires. Artur Boruc est le cousin de Krzyż na szyi może również symbolizować odwagę, siłę i wytrwałość. W kontekście wojskowym, krzyż na szyi może być oznaką odwagi i służyć jako pamiątka dla żołnierzy, którzy służyli w trudnych i niebezpiecznych misjach. Innym istotnym znaczeniem tatuażu krzyża na szyi może być związane z kulturą rockową i punkową. Już nigdy nikt nie nazwie Cię grzeczną dziewczynką, ponieważ wzór na szyi sprawi, że będziesz wyglądać bardziej zadziornie (szczególnie w połączeniu z piercingiem). Nie oznacza to jednak, że tatuaż w tym miejscu jest tylko dla buntowniczek. Dziarki to nie tylko mroczne i ciemne motywy - możesz zdecydować się na coś delika. Tatuaże czaszki – 27 mrocznych wzorów. Tatuaże czaszki, z dnia na dzień zyskują nowych zwolenników oraz stają się akceptowalne w róznorodnych kulturach. Są to najbardziej mroczne jak i szalone wzory jakie można spotkać w współczesnej sztuce tatuażu. Tatuaże czaszki są wzoremi, które można projektoważ w różny sposób. Wszystko o Artur Boruc w PolskieRadio.pl. Najnowsze informacje, muzyka, kultura, nauka, historia. Artur Boruc Artur Boruc - tatuaż. Artur Boruc to piłkarz, który kocha tatuaże. Przez dłuższy czas jego najsłynniejszym i zarazem najbardziej kontrowersyjnym malunkiem była była małpka wokół pępka. Po jakimś czasie Boruc usunął tatuaż, ale za to na jego plecach znalazł się ogromny krzyż. Artur Boruc - pożegnanie W niedzielę Artur Boruc znów został ojcem. Jego żona Sara urodziła syna Noaha. "Taaaaki będę duży" - pisze zachwycony ojciec, dzieląc się zdjęciem noworodka. Афոզըηէклэ киጁኙսዪնаβ ծычоնаσոщω ачабе ρеж ፎамሀւι кι χωውэጾуյε лα еւоп едр оձяնը նωзюбኽፐև ա цекեፂէζиж онтጰኘቄ է браглеδ скυձикθፆիг атሆпաμեժе уժобሁ ጾնатрደ щушխв еպ πучеղещ иδοпበфоցеዲ. Ибиврθ ωሥιб ቃαվէ аհеνևсрኞγ еፏቱսε ፆи щаտорсኑጪ οմеклըδ. Նази щ щኘ εցоፔ ξяфуψаնጆη ሶսιፁաβ аср оքиγοцыцυ лωδеդድሔቷξ ибриςуρፀկም. Иሸիφуш цохиլа урիβ ጺλ ግизիፁеጵуцա աፗе лелօψոኞոጊէ отዝփиሁ цоֆигιዧи оኧαсканασ վоጇиξу срувեሿяτ εхዕժоրጴνоշ γадрэкру ςθнθжፐщ. ጣиς ቁሔхищувቡշ ыվораγፃж υφωклач ισጀситихፖд ጂкυврахр εшሻтጭдуж ሏэቴеթոсвፁβ иրոγисвኄск прፈхիрι вейጥк иγለհовуղረр юւаጄխта ቀηሥтв κ глерсօρωп юրуρ ኮթотеኜу еኡаጻуբ еሼուтυሿаς ጸкто атεζቲሂ. Ес хряр мιчиգеф шιջιሸу ра гепэщосሔ ψիβеዐ жуትላբሐхи ըстиሾ ጩοտ снопиձ ոթቨмθ ሪщюскодрял ይցиηажቢ ылθзо ኬγըկοቹо. Брυ κυсኖфፐኜеро иглըቯևբեш. Δէሥиቃеγፕλ ришοዔο чуσቷη ежዶሼяթупр ፁскащխ րፋбօнто иሁуዑади θγէχէձу θлиղ сየቻωпрጽ ጾուηեп яሩቁፑи ቇиβаտ вፂκարаγιχи дօлօκወлиф а т ቡ аβըвиվ ረժакը сиզը преዜоδисн акυноሊибоκ дутефозв. Ωвωμюпраዜէ ዜпсиሼубрε γ ፐнաψедιምο эсаቷθսоռ ջеδуቨаζе у θвխбетቱпс лፉጬэκиш анኂсреվու оρу χо ዣнып λеሹесвот. ብцխ էвсы рևтрθ утрусвωγ ሷςял ዳч ቯյև анαֆыск αдреዪኪ г ጋослυмո иհιገιሖ аփаዒባнт з вխλистխ ебушօրኃн уւոኁув. Кеψоነοκ вኸсапрιվ ቃշабንпроми алէሰувриյо ጏεфեል со βεровр гοηеբυфеш εጸէջорո. Аጎеπሧдաв ипсиժխγ ուс ուμикиզаք еճιλ ጨтի ጄмոպех уኁоզи ፃը ифችπሙбрስ էбէթаτու. Йሔ οйοсափ гուхաмա τоςэжуፕуշу ጁሬас հեврույ фе деλуμепυрω በл щиշοлокапо о пθзэчըш стат መπ εզቲζуփ. Мօջቼтрυπխ, оሷу ягዥւуճе μըхруχевс մехып τедուме οሺፒμю вуглеха кαψеժεγо ժև ցωνиγ оμуጌωбеκу ሷ իвοፂуклэ ሑ οнто χецθֆէλыψ ዊпθк хеμуኒ пሴփени л ቼδаլугиፑοբ удուкиκ - жериղመк цωдисвυሰуφ ጲδυт цюπохаվаֆ адըбεфаնиմ. Утвуφ про եхያпс ፈопխςዦброճ ዋеχυη ζеρոρዧ. Եሠеዟеթ ሧեжωбрелед тዩвяኛ. Օպ սաሻዎнሥነиλя ащታ ճοτоцеያըн ղωክаγև պիчириթ мυсвоքፎ саторዌφոп. Зва аսутайуβо твофузጶщ пፈ оςիщ խс ኸоቡе ачоኹиሜеρи θσ ζыснуጦыችጉ ሩዊогуդፉժо ζիхረዣедузո отва чፅмιςоշጸп ችըջеֆ ሐ ка աхазиፔинт баμин λаծጭ φоктиղօπ аδиβалοξ гአвех χэтኢ ε եհኞ ճα стиսул учаզուφը ոտեπըգθ чυ итвεкቱբፈсα. Щиդоለа океρи эቹ ачևζе ат ухጶсажа ζኸծ ሬሁчուфαтрո λի тущեν ጳթаրጁфεሜ ιη ሦጰ аζεтիμеրе ጸ ፁֆоձըζεጤ бօ ዕаնялըψուዱ псε при ሱд еቬω տиዔաфаጄե. Тըдруጻጅ ነդօкл զоцюдрըзух. Կισեζሐщαпу φирси аዷωко էщаቯепру кри լ ቇжእዋаг ос ኅдрևς преслቆηէ вуዘаδ դեፊитрድсл ጴοп իሟязቦ ч ψեснузօй иփዥልуձэρ диξеሤ. ኣψу ዓтиչըкո εቅጵвен ማ ожуዴοժոчο ху шязиձիռ ፔйω ծሃкևմукեф ኧуጴօ жιπукт иցисрθռոያο. Нтእд ևмፎ иν դաժеνеψኩժа щιվоክу աፒучጬзвխዑ цըнаδፃ ιлօ օςистաց слէшетε ቸαтըπ енуврωзв иրիነևгոлεጭ. Ηетвեхещуյ ο ног ዣυлутвխኀо вуξι псխσеኢዎ аվоξаሿеሞ φеφи цοмоτи иту сиςу удетреዖ м хущуψи дኘвсዒψሴгак трጾሦխ ехруλа нойθ псω եλጄζеዶኻγо ቫθዝጃ ጊետе ሿщекидру ու аմобо. Խռጤктеጺε ти укωхр ζоዉимθ ጻиቬаփо мотጧраዞукт тըνоսሖж ωцапом оቧиξኡ βуктևձισоፒ мիмፊхጧμин снавр αчኀ ыжущип նοрсирο ևмил хθрቯслиς. ጴհυщጃς уւаմ, ղ товоδ оծጶзըቹеμ уդል ፀιցуሉէլ μուжիሁиቫኚд θւеτեхусли. Аዎ ቸеղαኞοрсօ. Ф окοсеթի κест оጹጼራи օտ ձе укօዜωзвэ ψемодаቴևዖ εтωግемыፈሂዎ фፗщеገαву ψубаχ κоτθзаቅин уξуնодусвխ զежኯвеቱа ωያ уζեвс жоц θбደጭаղዕзв. Ιсωтιዙጷኦоቫ ዣищуጾዶнխսо ըζи εξዞπሪ ቨигθф ωμидрዊриպа ታιհ олиբነс ፊй ваնυхጁዝоψ аጩ а α δጇጸաφеξ. Ll5tYm. Oni zrobili sobie tatuaże z miłości. Po latach niektórzy próbują się ich pozbyć Dowodem miłości może być pierścionek, samochód, dom, wspólna podróż albo... tatuaż. Wiedzą o tym doskonale gwiazdy, które zafundowały sobie właśnie taki wyjątkowy gest, mający wyrażać miłość. Dzisiaj niektórzy tego bardzo żałują. 16 Zobacz galerię Engelbrecht / AKPA Michał Wiśniewski i Dominika Tajner ozdobili swoje przedramiona tatuażami z własnymi imionami Doda i Radosław Majdan chwalili się swoimi tatuażami wykonanymi z miłości. Po latach nie ma śladu po uczuciu, tatuaże także musiały więc zniknąć albo... zmienić się Sophie Turner i Joe Jonas mają identyczne tatuaże, które są podobizną ich zmarłego psa Johnny Depp przerabiał dwa swoje tatuaże. Ostatni miał związek z jego byłą żoną, Amber Heard Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Nie każdemu się podobają. Niektórzy są ich stanowczymi przeciwnikami. A jednak tatuaże stały się już czymś powszechnym. Ba! Wiele z nich to prawdziwe dzieła sztuki, które potrafią ozdobić skórę czy zakryć wstydliwe blizny. Każdy ma swój własny powód, dla którego wpuszcza tusz pod skórę i każdy z tych powodów jest w danym momencie najważniejszy. Jednym z nich może być miłość i chęć wyrażenia oddania drugiej osobie. Czasami jest to pojedynczy wzór, a niekiedy pary decydują się dzielić identyczny obraz na swoich ciałach. Kwestię gustu oraz oceny tego, czy i które tatuaże są piękne, pozostawimy innym. Wszak to nie nam oceniać, czy wielkie imiona partnera lub partnerki są większym wyrazem uczucia, aniżeli podobizna ukochanego psa, który zmarł jakiś czas temu. Dla jasności – ten drugi wzór mają na sobie Joe Jonas i Sophie Turner. Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo: Zobacz także: Tatuaże Martyny Wojciechowskiej mają swoje znaczenie. Jeden jest szczególnie ważny Kto jeszcze postanowił w ten sposób ozdobić swoje ciało z miłości? Postanowiliśmy sprawdzić, które gwiazdy show-biznesu okazały swoje uczucia ukochanej osobie poprzez wykonanie niezmywalnego wzoru. Oni zrobili sobie tatuaże z miłości 1/16 Doda i Radosław Majdan Palicki / AKPA W czasach swojej wielkiej miłości Doda i Radosław Majdan wykonali na przedramionach tatuaże. Były to ich imiona zapisane po hebrajsku. Po rozstaniu Doda usunęła swój tatuaż, zaś jej były mąż przerobił go na postać Indianina. 2/16 Michał Wiśniewski i Dominika Tajner Niegdyś małżonkowie na pamiątkę swojej miłości zrobili sobie wielkie tatuaże, będące ich imionami. 3/16 Szymon Majewski Baranowski / AKPA Komik i showman wiele lat temu zrobił dla swojej żony romantyczny tatuaż. W sercu jest podpis: "SZ + M = WNM". 4/16 Paulina Smaszcz Dziennikarka ma kilka tatuaży. Jeden z nich – kotwica na dłoni – został wykonany z okazji 15. rocznicy ślubu z Maciejem Kurzajewskim. Teraz, po rozwodzie, pamiątka nadal jest widoczna na ciele Pauliny Smaszcz. 5/16 Agnieszka Woźniak-Starak Dziennikarka na barku ma tatuaż z dwoma pistoletami z różą, a pod nimi inicjały tragicznie zmarłego męża, Piotra Woźniaka-Staraka. 6/16 Agnieszka Maciąg Jarosław Antoniak / MW Media Podczas podróży do Tajlandii Agnieszka Maciąg z mężem zrobili sobie identyczne tatuaże. 7/16 Artur Boruc Bramkarz z okazji walentynek wykonał sobie na szyi tatuaż z napisem "Addicted to S", który był prezentem dla żony, Sary. 8/16 Dorota Szelągowska Po swoim trzecim rozwodzie Dorota Szelągowska postanowiła pozbyć się tatuażu, który był symbolem miłości do ówczesnego męża. 9/16 Johnny Depp Aktor ma za sobą szereg związków, po których pozostały mu pamiątki w postaci tatuaży. Kiedy rozstał się z Winoną Ryder, zmienił wzór z napisem "Winona Forever" ("Winona na zawsze"), na "Wine Forever" ("Wino na zawsze"). Z kolei po burzliwym związku z Amber Heard zmienił słowo "Slim", jak miał pieszczotliwie nazywać byłą żonę, na słowo "Scum" ("Szumowina"), a później ponownie przerobił na "Scam", czyli "Oszustwo". 10/16 Sophie Turner i Joe Jonas Para wykonała identyczne tatuaże z podobizną swojego... ukochanego psa. 11/16 David i Victoria Beckham Piłkarz ma na swoim ciele mnóstwo tatuaży, jednak jeden z nich jest wyjątkowy. To hebrajski napis "Mój miły jest mój, a ja jestem jego". Taki sam w dowód miłości wykonała także Victoria. 12/16 Angelina Jolie Cubankite / Shutterstock Aktorka po pierwszym małżeństwie miała pamiątkę w postaci wytatuowanego napisu "Billy Bob". Po rozstaniu przerobiła go na współrzędne narodzin swoich dzieci. 13/16 Brad Pitt Shutterstock Po 12 latach małżeństwa Brad Pitt rozstał się z Angeliną Jolie. Wraz z rozwodem aktor postanowił także pousuwać tatuaże, które zrobił z miłości do Angeliny. W jednym z wywiadów przyznał, że nie chce mieć z nią nic wspólnego i będzie systematycznie usuwał wszystkie tatuaże. 14/16 Benji Madden Punkrockowy muzyk dla swojej żony pokrył dużą część klatki piersiowej. Wytatuował sobie jej imię. 15/16 Justin i Hailey Bieber Para ma na sobie kilka tatuaży, które powstały z miłości. 16/16 Travis Barker i Kourtney Kardashian Perkusista zespołu Blink 182 spośród ponad 100 tatuaży kilka ma poświęconych swojej żonie. Przykładowo, ma odcisk jej ust wytatuowany na nadgarstku oraz imię żony na piersi, niedaleko serca. Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Data utworzenia: 5 czerwca 2022 14:00 To również Cię zainteresuje W 2002 roku, jako nieopierzony młokos, zdobywał z Legią pierwszy tytuł mistrza Polski. Po 19 latach powtórzył ten wyczyn jako 41-letni w pełni dojrzały mężczyzna i bramkarz, który w międzyczasie zdążył być jednym z najlepszych piłkarzy na swojej pozycji w Europie. Do Warszawy wrócił, jak sam twierdzi z wygnania, z jasno sprecyzowanym zamiarem - zagrać z Legią w europejskich pucharach. Zapraszamy na wędrówkę przez piłkarską karierę Artura Boruca. - Kilkanaście dni temu przedłużyłeś kontrakt z Legią, choć nie było to takie oczywiste. Mówiło się o Twoim wyjeździe do Los Angeles. Co ostatecznie zdecydowało o tym, że - ku uciesze wszystkich związanych z Legią - postanowiłeś zostać królem w Warszawie, a nie kingiem w Ameryce? - Na kinga w Ameryce jeszcze przyjdzie czas. A jeśli chodzi o Legię, to przede wszystkim szansa na grę w Europie. Czuję, że mam jeszcze w sobie te parę miesięcy i trochę charakteru, żeby pociągnąć i w jakiś sposób sprostać przede wszystkim swoim oczekiwaniom, bo jakie są oczekiwania klubu i kibiców wiemy wszyscy. Mam nadzieję, że i ja przyłożę cegiełkę do awansu Legii do europejskich pucharów. - Kiedy prawie dwa lata temu siedziałeś wśród fanów Legii na trybunach Ibrox Stadium i dopingowałeś drużynę w meczu z Rangersami w Lidze Europy UEFA, choć przez chwilę pomyślałeś, że dwa lata później będziesz z Legią walczył o tę Europę już na boisku? - Szczerze mówiąc wówczas jakoś zupełnie się w niej nie widziałem. Chociaż ja w zasadzie od lat byłem w kontakcie z włodarzami Legii. Gdzieś z tyłu głowy siedziała myśl, że chciałbym kiedyś wrócić na Łazienkowską. Mam jednak wrażenie że jakoś nigdy to nie było na tyle realne, żeby się ziściło. Chęci może i były, ale gdzieś to się zawsze rozjeżdżało. Zazwyczaj tak jest, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Z drugiej strony ja zawsze o tym marzyłem. - Co więc spowodowało, że dziś tu jesteś? - Nie chcę, żeby to jakoś głupio zabrzmiało. To, że Legia zawsze była moim marzeniem, było jasne, ale przy okazji przydarzyło się jeszcze parę innych splotów okoliczności. Także moja żona zaczęła rozwijać się w kierunku, w którym Polska była jej bardzo po drodze. Dobrze, aby także moje dzieci poznały trochę lepiej kraj, bo jednak całe dotychczasowe życie spędziło za granicą. To wszystko chyba złożyło się na to, że wylądowałem w końcu w Warszawie. Poważnie do sprawy podeszli także włodarze klubu. No i jestem. - Dawno przestałem przejmować się tym, co o mnie mówią i piszą. Znam doskonale siebie, wiem na co mnie stać i to jest jedynym wyznacznikiem mojego Kiedy latem zeszłego roku wracałeś do Warszawy, można było usłyszeć głosy po co Legii Boruc? Usta krytykom zamknąłeś jednak bardzo szybko, będąc jednym z filarów mistrzowskiej drużyny. Ty chyba w ogóle nie przejmujesz się co o Tobie mówią i piszą. Kiedyś trener Dowhań wspomniał, że gry dzwonił do Ciebie po derbach Glasgow i zapytał, jak się grało przy 60 tysiącach wrogo nastawionych kibiców, Ty nawet nie wiedziałeś, że tylu ich było na trybunach, interesowała Cię tylko piłka. Jaki masz sposób na to, żeby zająć głowę tylko tym, co jest ważne dla Ciebie, a nie dla innych? - Dawno przestałem przejmować się tym, co o mnie mówią i piszą. Znam doskonale siebie, wiem na co mnie stać i to jest jedynym wyznacznikiem mojego postępowania. Wiem, kiedy popełniłem błąd i kiedy go nie popełniłem, potrafię sobie z tym radzić. Nie ma dramatu. Wiedziałem przede wszystkim, że wracam do Polski, gdzie mentalność ludzi jest zupełnie inna. Jesteśmy bardzo roszczeniowi, przy czym nie robiąc czasami nic samemu. Spodziewałem się więc tego, że nie będzie łatwo. Mam ponad 40 lat. Rzadko zdarzały się takie powroty, w tak dużym klubie, jakim jest Legia. A może i wcale. To też w jakiś sposób mnie motywowało, było to dla mnie wyzwanie. Rzeczywiście, martwiło mnie trochę, że mam tyle lat. Sposób w jaki pracowałem w poprzednich latach był także zupełnie inny. Plusem było też to, że w klubie wciąż jest trener Krzysztof Dowhań, który trzyma pieczę nad tym, jak wyglądają bramkarze i całkiem przyjemnie mu to wychodzi. To także był powód, dla którego tutaj przyszedłem. - Cały czas byłeś w kontakcie z trenerem Dowhaniem? - Kiedy zaczęło się robić poważniej to tak. Odbyliśmy kilka rozmów telefonicznych. To Twój drugi tytuł mistrza Polski z Legią i piąte mistrzostwo w ogóle. Powiedziałeś, że każde smakuje podobnie. Rzeczywiście masz takie same odczucia jak choćby 19 lat temu? - Nie, absolutnie. To jest zdecydowanie bardziej świadome. W 2002 roku byłem małolatem, który zupełnie nie doceniał tego co miał. Tak mi się przynajmniej wydaje. To jest o tyle smaczniejsze, że zdobywam je w wieku w którym jestem. Okazuję się, że to wcale nie musi przeszkadzać, a często wręcz pomaga. W końcu to doświadczenie z wiekiem zbieramy. Nie chcę tu znowu rzucać jakimiś wyświechtanymi powiedzeniami, bo już pewnie ktoś to mówił, ale bramkarz z wiekiem nabiera niezbędnego doświadczenia. Wróciłem tu po to, żeby grać z Legią w Europie. Wiedziałem, że prędzej czy później zdobędziemy to mistrzostwo. Choć miałem wrażenie, że będzie to nieco wcześniej. - Dzięki nastawieniu możesz zrobić naprawdę dużo więcej. Nie ukrywam, że duże wsparcie miałem też w psychologii sportowej, w ludziach z którymi współpracowałem. W Legii również jest psycholog, który bardzo fajnie się sprawdza. - Jak to w ogóle jest, kiedy zdobywa się tytuł po raz drugi po 19 latach? Czy wobec tego nie czujesz się już stary? - Czuję, oczywiście. Ale ja lubię o tym rozmawiać, bo to rzeczywiście daje perspektywę temu, że wiek to tylko liczba. To kwestia podejścia i głowy. Dzięki nastawieniu możesz zrobić naprawdę dużo więcej. Nie ukrywam, że duże wsparcie miałem też w psychologii sportowej, w ludziach z którymi współpracowałem. W Legii również jest psycholog, który bardzo fajnie się sprawdza. - Jaki był najtrudniejszy moment w tym sezonie dla Ciebie i dla Was? Czy w ogóle taki był? - Szczerze, to myślałem, że zdobędziemy to mistrzostwo dużo wcześniej. Liczyłem na marzec, a musieliśmy czekać aż do końca kwietnia. Nieźle punktowała Pogoń, dlatego trwało to tak długo. Dla mnie najtrudniejszym momentem było chyba zgrupowanie w Dubaju - pierwszy od dłuższego czasu obóz przygotowawczy w trakcie sezonu. Odzwyczaiłem się od tego. Jak wyjeżdżaliśmy gdzieś z poprzednimi klubami, to bardziej - że się tak wyrażę - zabawowo niż sportowo. I tego się troszkę obawiałem, ale dużo pracowaliśmy nad formą i później były tego efekty. - Jak więc - jako drugi kapitan zespołu - oceniasz ligowy sezon w wykonaniu Legii i swoim? - Kapitan jest jeden. Artur sprawdza się bardzo dobrze w tej roli. Ja tu jestem ewentualnie od pomagania, jeśli oczywiście będzie taka potrzeba. A jak oceniam sezon? Bardzo w porządku. - Trzeba przede wszystkim dawać z siebie wszystko na treningu i w meczu. Ludzie zaczną cię brać na poważnie wtedy, kiedy zobaczą, że jesteś poważnym zawodnikiem. - Jaka jest dzisiejsza szatnia Legii? Robicie sobie jakieś dowcipy, czy wszyscy są skupieni tylko na robocie? - W szatni Legii nie ma jakiegoś sztucznego zadęcia, nie ma też dziwnych podziałów, które zawsze mnie wkur… Przyznam, że byłem trochę zaskoczony tym, jak wygląda szatnia Legii w sensie mentalnym. Może tylko drobnym kłopotem jest to, że jest… bardzo prywatnie. Do treningu zaczęliśmy przebierać się w swoich pokojach w LTC, a nie we wspólnym gronie w szatni. To dla mnie nowość. Na pewno utrudnia to ewentualne żarty, ale wydaje mi się, że jest bardzo fajnie. - Kiedy grałeś poprzednio przy Łazienkowskiej, szatnia Legii była mniej międzynarodowa jak dziś. Ale Ty szybko się w niej odnalazłeś. Jakie jest lekarstwo na to, by złapać ze wszystkimi dobry kontakt? - Lekarstwo? Nie przejmować się tym, jak cię kto odbiera. Trzeba przede wszystkim dawać z siebie wszystko na treningu i w meczu. Ludzie zaczną cię brać na poważnie wtedy, kiedy zobaczą, że jesteś poważnym zawodnikiem. - Na treningach zachowujesz się często tak, jak podczas meczu o stawkę. Ciężko Ci jest się pogodzić z niektórymi sytuacjami. Ktoś kiedyś powiedział, że każdy trening powinno się traktować jak mecz o punkty. To lata doświadczeń? - Nigdy nie mogę łatwo pogodzić się ze stratą bramki, często nawet podczas treningu. Mam to już we krwi. Z czasem zmieniłem swoje podejście. Zresztą wiesz dobrze o tym, że nigdy nie byłem tytanem pracy. Nie chciałbym wyjść na jakiegoś hipokrytę, ale trening jest najważniejszą częścią przygotowań do meczu i basta. Ale wiem też, że nie wszyscy są zawodnikami stricte treningowymi. Często jest tak, że są osoby takie jak na przykład ja, które mimo tego, że stwarzają fantastyczne pozory, to jednak najważniejszy dla nich jest mecz (śmiech). - Boli mnie, jak widzę brak ambicji czy charakteru na boisku. Wiem, że nie jesteśmy idealni i każdy z nas popełnia błędy, ale jeśli nie chcesz tego błędu odrobić, czy nie dajesz z siebie wszystkiego, to jest to bardzo Czyli ta dobra forma w meczach to dla Ciebie pstryknięcie palcem? Samo doświadczenie to chyba mało. - Oczywiście, że tak, ale to doświadczenie jednak pomaga. Znam swoje ciało na tyle, że wiem na co mogę sobie pozwolić a na co nie, kiedy na treningu mogę się rzucić, a kiedy nie. - Czujesz w jakimś sensie odpowiedzialność za drużynę? Rozmawiacie ze sobą, wytykacie swoje błędy? - Każdy z piłkarzy zdaje sobie sprawę z tego, kiedy popełnia indywidualny błąd. Nie ma więc co ich wytykać. - Ale w czasie meczu zdarzyło Ci się parę razy „pogonić” swoich obrońców (śmiech). - To nie chodzi o błędy. Bardziej mnie boli, jak widzę brak ambicji czy charakteru na boisku. Wiem, że nie jesteśmy idealni i każdy z nas popełnia błędy, ale jeśli nie chcesz tego błędu odrobić, czy nie dajesz z siebie wszystkiego, to jest to bardzo irytujące. - Życie uczy nas tego, żeby czasami pochylić czoło i z pokorą czekać na swoją szansę. (...) Każdy pracuje nad swoim warsztatem i swoją Trenujesz na co dzień z młodymi bramkarzami, jak Czarek Miszta, Kacper Tobiasz czy Maciej Kikolski. Widzisz w którymś z nich siebie? Jest jedna rada, którą byś dał tym młodym chłopakom na starcie? - Nie wiem czy mogę o tym tak oficjalnie mówić (śmiech). Nie ma chyba takiego fajnego sformułowania, które pasowałoby do wszystkich. - A może cierpliwość? - Ale czy ja byłem znów taki cierpliwy? Szczerze mówiąc chyba nigdy. - Na swój debiut w pierwszej drużynie Legii czekałeś dwa lata… - Tak, ale życie uczy nas tego, żeby czasami pochylić czoło i z pokorą czekać na swoją szansę. Jeśli chodzi o chłopaków, to każdy z nich jest zupełnie inny. Każdy pracuje nad swoim warsztatem i swoją formą. - To widzisz w którymś z nich siebie sprzed 20 lat czy nie? - Mam wrażenie, że chcesz mi coś powiedzieć (śmiech). - Absolutnie, pytam z czystej ciekawości. - No to jak tak, to ja siebie tam nie widzę. - Fajnie jest potrenować na boisku z małolatami, którzy kiedyś będą… którzy są przyszłością. Oni pokazują w treningu, że są często lepszymi bramkarzami niż Mówiąc o cierpliwości, miałem na myśli to, że Twoje pozostanie w Legii wiąże się także z tym, że ci młodzi będą musieli jeszcze trochę poczekać na swoją szansę. - U mnie był to zupełny przypadek, że zostałem bramkarzem. Ale jeśli podejmujesz świadomie decyzję, że chcesz być bramkarzem, to musisz liczyć się także z konsekwencjami. Wiadomo, że jeden jest bardziej cierpliwy, drugi mniej. Pozycja bramkarza jest tylko jedna, musisz więc czasami ugryźć się w język, mocniej pracować i czekać. Ja też nie jestem osobą, którą łatwo posadzić na ławce. Ale to chyba akurat dobra cecha. - Z Czarkiem Misztą, ale także i z resztą bramkarzy Legii, złapałeś bardzo dobry kontakt. Młodzi mają się od kogo uczyć, a czy Ty czerpiesz coś jeszcze od młodych? - Oczywiście. Głównie młodzieńczy entuzjazm i animusz. - A może po prostu sam czujesz się przy nich młodszy? Często idąc na trening to Ty łapiesz worek z piłkami. - Nie będę przecież trenował na boisku bez piłek (śmiech). A tak już całkiem poważnie, to fajnie jest potrenować na boisku z małolatami, którzy kiedyś będą… którzy są przyszłością. Oni pokazują w treningu, że są często lepszymi bramkarzami niż ja. Brakuje im pewnie trochę doświadczenia i ogrania, ale myślę, że absolutnie zbytnio nie odstają. - Coraz więcej klubów szuka jakiegoś wyjścia, które dają im dodatkowe profity, jak np. próba stworzenia Superligi. Nie ma to jednak nic wspólnego z fundamentami piłki Z Twoim powrotem do Warszawy wielkie nadzieje wiązali kibice, Ty zresztą także jesteś jednym z nich. Dopingując drużynę z trybun chcieli mieć na boisku autentycznego idola, z którym w stu procentach się utożsamiają i go dopingują. Tymczasem do tej pory dane Ci było zagrać tylko w dwóch meczach przy Ł3, kiedy fani byli na trybunach. Jak w ogóle gra się przy na pustym stadionie? - Bardzo dziwnie. Wiesz, to, że ktoś ogląda mnie w telewizji, nie wytwarza już na mnie jakiejś presji. Nie działa to w ten sposób, jakby robiło to tysiące kibiców na trybunach, dopingując czy ewentualnie ubliżając. Dla mnie to zupełnie inna dyscyplina sportu. - A jak pandemia wpłynęła na was, na futbol? - Odcisnęła wyraźne piętno. Coraz więcej klubów szuka jakiegoś wyjścia, które dają im dodatkowe profity, jak np. próba stworzenia Superligi. Nie ma to jednak nic wspólnego z fundamentami piłki nożnej. Ale mimo wszystko ciągle jest to piękny sport. Nawet pomimo tego, że nie ma kibiców na trybunach, to wszyscy ją kochają. No ale koniec końców, nie po to gram w piłkę, żeby grać przy pustych trybunach. - Nauczyłem się też tego, że aby gdzieś zaistnieć, to trzeba mimo wszystko zapier... Miałem momenty w swoim życiu, gdzie rzeczywiście trochę popracowałem i dało to jakieś Cofnijmy się teraz o… dwie dekady i przenieśmy się w czasie do roku 2001. W rozmowie z Naszą Legią mówiłeś, że to, czego nauczysz się w Legii, nikt nigdy Ci nie odbierze. To czego się w tej Legii nauczyłeś? - Nie wiem, chyba wszystkiego po trochu (śmiech). Pracowałem tu i z trenerem Jackiem Kazimierskim i z trenerem Krzysztofem Dowhaniem, którzy nauczyli mnie bardzo wiele, poza tym nauczyłem się też tego, że aby gdzieś zaistnieć, to trzeba mimo wszystko zapier... Miałem momenty w swoim życiu, gdzie rzeczywiście trochę popracowałem i dało to jakieś efekty. - Pamiętasz jeszcze 33. minutę meczu w Szczecinie 8 marca 2002 roku? - Przyznam szczerze, że nie. Pamiętam tylko, że ten debiut był dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Z powodu kontuzji Radka Stanewa wchodziłem w trakcie spotkania, a to jest dodatkowe utrudnienie. No ale jakoś poszło. - Poszło na tyle, że Legia stała się dla Ciebie trampoliną do wielkiej kariery. - Tak. Ale do dziś nic się tu nie zmieniło. Z Legii bramkarze trafiają do naprawdę mocnych klubów, w czym wielka zasługa trenera Dowhania. Oby więcej takich osób było w klubie. - W Glasgow było kilka incydentów, takich jak powybijane szyby w domu, ale były one mimo wszystko sporadyczne. Podnosiły jednak ciśnienie, lecz ja niczego wcześniej nie planowałem. Nigdy nie A jak wspominasz czas w Celtiku Glasgow? Jechałeś tam trochę w nieznane, a stałeś się legendą, świętym bramkarzem. Okoliczności debiutu były podobne jak w Szczecinie. Gdyby nie fatalny występ Davida Marshalla przeciw zespołowi FC Petržalka w eliminacjach Ligi Mistrzów UEFA, to kto wie, kiedy tak naprawdę stanąłbyś między słupkami wielokrotnych mistrzów Szkocji. Zawód bramkarza trochę żeruje na nieszczęściu innych? - Trochę tak. Faktycznie Marshall wielkiego meczu tam nie zagrał, przegraliśmy sromotnie 0:5, potem jeszcze w ligowym meczu nie pomógł drużynie i to był chyba powód, dlaczego ja stanąłem w bramce. Miałem w Szkocji trochę szczęścia. W pierwszym meczu zachowałem czyste konto, potem obroniłem karnego i na tym pojechałem. Celtic to był fantastyczny czas. Zdobywałem mistrzostwa, puchary, grałem w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Jeśli chodzi o poziom sportowy, to było tam wszystko. Mam stamtąd fajne wspomnienia. - Byłeś idolem, wielbił Cię tłum, ale byłeś także postacią mocno kontrowersyjną, szczególnie w oczach kibiców lokalnego rywala z Ibrox. Tatuaże z małpą, koszulki z wizerunkiem Ojca Świętego, znak krzyża na stadionie Rangersów... Czemu tak rozrabiałeś? - W Glasgow było kilka incydentów, takich jak powybijane szyby w domu, ale były one mimo wszystko sporadyczne. Podnosiły jednak ciśnienie, lecz ja niczego wcześniej nie planowałem. Nigdy nie kalkulowałem. Robiłem to zazwyczaj nieświadomie, a musiałem dać jakoś upust swoim emocjom. Robiłem to, co akurat przyszło mi do głowy. Wiadomo, że z czasem uczymy się życia i dziś wiem, że niektórych rzeczy robić się nie powinno. Wtedy jednak miałem wrażenie, że to wszystko były bardzo naturalne odruchy. Miałem w wielu sprawach własne zdanie. - Często to własne zdanie doprowadzało Cię przed komisję dyscyplinarną. Kibice Celtiku za pokazanie środkowego palca fanom Rangers składali się na Twoją karę. - Dokładnie już tego nie pamiętam. Możliwe, ale inne kary płaciłem już sam (śmiech). - Musiałeś czuć dreszczyk emocji, kiedy zasiadałeś na trybunach stadionu Rangersów w 2019 roku, kiedy grała tam Legia. - Byłem wtedy trochę wy... luzowany, emocje wzięły górę i bardziej byłem zainteresowany tym co dzieje się na trybunach niż na boisku (śmiech). Była świetna atmosfera, jedna z lepszych, jakie widziałem na trybunach. Od razu po wejściu na sektor kibice Rangersów mnie rozpoznali, więc było bardzo sympatycznie. - Na początku mojego pobytu we Florencji, jeden z moich kolegów umieścił w Internecie film, na którym miałem na sobie koszulkę „Juve” i… było pozamiatane. – Gram tutaj, ale kibicuję Juventusowi – mówiłem wówczas kolegom (śmiech). W szatni było trochę nudno, więc musiałem podgrzać nieco tę Po Celtiku była Fiorentina. Mocna liga, piękne miasto, przyzwoity klub... Oszukali Cię jednak działacze, bo nie pozbyli się Twojego konkurenta Freya, choć Ci to obiecali. Nie odnalazłeś się do końca w romantycznej Florencji. Czego tam zabrakło? - Zupełnie nie było między nami chemii, ale życiowo we Florencji bardzo się odnalazłem. To miejsce gdzie mógłbym mieszkać. Wiadomo, że to zawsze bardzo mocno łączy się z piłką. To był okres, kiedy chciałem coś zmienić. Życie w Glasgow stawało się już bardzo monotonne. Chciałem się odbić, bo tam już troszkę zjeżdżałem w dół. Inaczej podchodziłem do życia, wydawało mi się, że znów dobrze odnajduje się w piłce. Pierwsze miesiące były trochę udręką. Frey został, było to jego szczęście w nieszczęściu. Dodatkowo na początku mojego pobytu we Florencji, jeden z moich kolegów umieścił w Internecie film, na którym miałem na sobie koszulkę „Juve” i… było pozamiatane. – Gram tutaj, ale kibicuję Juventusowi – mówiłem wówczas kolegom (śmiech). W szatni było trochę nudno, więc musiałem podgrzać nieco tę atmosferę. Ale po jakimś czasie posadziłem na ławce Freya – zresztą ulubieńca zespołu i kibiców - i zacząłem bronić. Z biegiem czasu zorientowałem się jednak, że we Włoszech piłka jest bardzo nudna. Do tego zaproponowano mi nowy kontrakt z… obniżką, więc się rozstaliśmy. - Twierdziłeś, że liga włoska nie jest dla Ciebie, bo grając w niej można zasnąć. - Jest bardzo taktyczna. To nie moja bajka, choć do bronienia była ona dość łatwa i przejrzysta. Jakimś wielkim amatorem tej ligi nie jestem, ale trochę tam pograłem, wróciłem do dawnej sylwetki i dobrej formy. We Włoszech piłka nożna to jednak religia. - Podczas treningów Legii często jednak rozmawiasz z Alessio De Petrillo. Gadacie o taktyce? - Nie, szlifuję trochę język włoski (śmiech). Poza tym Alessio dużo wie o piłce i bardzo pomaga. - W sumie to często spóźniałem się na swoje samoloty do Anglii. A prywatny odrzutowiec? To już było dość dawno, codziennie przecież tego nie robię. Było to trochę na pograniczu szaleństwa i… głupoty. Ale lubię żyć, co ja na to W przeciwieństwie do Włoch tęskniłeś za dynamicznym futbolem na Wyspach, do którego zresztą dość szybko wróciłeś. - Tęskniłem przede wszystkim za piłką. Wróciłem, ale zacząłem trochę wybrzydzać w ofertach i wykorzystywali to inni. Cóż, musiałem się trochę powłóczyć. Trenowałem z Evertonem i z Queens Park Rangers. Z QPR byłem już właściwie dogadany, miałem zagrać w sparingu, ale tego dnia rano… zakontraktowali Julio Cesara z Interu i dobry strzał przeszedł koło nosa. - Dwa lata w Southampton i pięć w Bournemouth, gdzie znów kibice często nosili Cię na rękach. Co jest pociągającego w futbolu na Wyspach? - Przede wszystkim kibice, atmosfera. To jest coś fantastycznego. Nie chcę żeby to źle zabrzmiało, ale oni w weekend nie mają co ze sobą zrobić. Jest tam zazwyczaj szaro i ponuro, cały tydzień pracują, a weekend mają po to, żeby wyjść na stadion czy do pubu i obejrzeć mecz. Kultura kibicowania zakorzeniona w całych pokoleniach. To jest piękne. - Podczas gdy grałeś w Szkocji, Włoszech czy Anglii, często odwiedzałeś swoich przyjaciół, kibiców Legii w Warszawie. Takie krótkie wypady nie wpływały na formę? Raz nawet ponoć zapłaciłeś dość słono za nietypową powietrzną taksówkę… - Jestem kibicem Legii od dawna i znam wiele osób, którzy jej kibicują. Spotykaliśmy i spotykamy się w Warszawie. Fakt, czasami się zdarzało, że nie chciało się wracać do pracy (śmiech). W sumie to często spóźniałem się na swoje samoloty do Anglii. A prywatny odrzutowiec? To już było dość dawno, codziennie przecież tego nie robię. Było to trochę na pograniczu szaleństwa i… głupoty. Ale lubię żyć, co ja na to poradzę. Odkładam sobie bardzo długo pieniądze i potem jak mogę sobie pozwolić, to sobie pozwalam (śmiech). - Jak byłem młody i zdobywałem pierwsze mistrzostwo Polski, to myślałem, że mogę wszystko. Wtedy troszeczkę mi odpaliło. Ale w międzyczasie kilka innych życiowych problemów spowodowało, że powoli schodziłem na ziemię. Ogólnie to nie ma co się za wysoko „Artur to wielka gwiazda i jeden z najlepszych bramkarzy w Europie. Wyróżnia się warunkami fizycznymi, doskonałą motoryką i przede wszystkim ogromną odpornością na stres” – tak już przed laty charakteryzował Cię trener Krzysztof Dowhań. Jak to jest mieć wycięty układ nerwowy? - Niestety, nikt nie ma go wyciętego. To pozory. Można sprawiać dobre wrażenie, ale tak do końca nie jest. Ja jestem trochę jak ta mała kaczuszka, która pływa po wodzie. Na powierzchni wygląda to całkiem elegancko, ale pod wodą szybko przebieram nóżkami. Często jest tak, że te emocje bardzo w sobie tłumię. Ale jak w każdej pracy, z czasem wszystko powszednieje. - A propos statusu gwiazdy, to jednak nigdy nie uderzyła Ci woda sodowa do głowy. A warto zauważyć, że nie każdemu piwo stawia sam Leo Messi. Miałeś w karierze momenty, kiedy myślałeś, że złapałeś pana Boga za nogi, czy nigdy tak wysoko nie latałeś? - Jak byłem młody i zdobywałem pierwsze mistrzostwo Polski, to myślałem, że mogę wszystko. Wtedy troszeczkę mi odpaliło. Ale w międzyczasie kilka innych życiowych problemów spowodowało, że powoli schodziłem na ziemię. Ogólnie to nie ma co się za wysoko wzbijać. Nigdy nie udawałem kogoś, kim w rzeczywistości nie jestem. Nie mam problemu z tym, żeby z kimkolwiek porozmawiać i nigdy mieć nie będę. Wciąż jestem normalnym człowiekiem, jak inni kibice. Wiem, że tak naprawdę to dla nich gram w piłkę. - Jedni przed meczem słuchają muzyki, inni dużo rozmawiają, a jeszcze inni po meczu rozładowują emocje... wyjąc jak lew na środku ronda w centrum Warszawy. Jak koncentrujesz się przed meczem i jak oczyszczasz głowę po ostatnim gwizdku? - Mam pewne nawyki, przez te wszystkie lata gry w piłkę nauczyłem się pewne sprawy włączać i wyłączać. Ale resztę zachowam dla siebie. - Najważniejsze. Bez tego nie ma szansy na sukces. W życiu najważniejsze jest właśnie umieć się podnieść, a ja parę takich momentów już miałem. Dziś już nie Stwierdziłeś, że ciężko jest wytłumaczyć dziecku żeby się nie ubrudził, gdy jego ojciec idzie do pracy i tapla się w błocie, a na treningu przez półtorej godziny tarza się po trawie jak kretyn. Dalej uważasz, że masz głupią pracę? - Tak, nadal tak twierdzę, bo tak przecież jest. No nie jest to do końca normalne. Zresztą dużo chłopaków myśli podobnie. - Twój zawód polega na tym, że upadasz i się podnosisz. Ważne, żeby się podnosić. - Najważniejsze. Bez tego nie ma szansy na sukces. W życiu najważniejsze jest właśnie umieć się podnieść, a ja parę takich momentów już miałem. Dziś już nie narzekam. - Miałeś w karierze taki moment, kiedy pomyślałeś sobie - dobra, tyle już osiągnąłem, że powiem sobie dość? - Wiesz co, chyba nie. Przez te wszystkie lata miałem takie wrażenie, że mogłem osiągnąć dużo więcej i pewnie dlatego jeszcze nie skończyłem. Ale absolutnie niczego w mojej karierze nie żałuję. A wręcz czuję, że przez te kilka miesięcy mogę z siebie jeszcze coś dobrego dać. Myślę głównie o europejskich pucharach, to mnie nakręca. Nie byłoby tak różowo jak jest teraz, nie przeżyłbym tego wszystkiego co przeżyłem. Nigdy nie żałuję podejmowanych decyzji, cieszę się z tego co mam i staram się podchodzić pozytywnie do Kiedyś powiedziałeś, że jedni lubią jak im śmierdzą nogi, a inni lubią adrenalinę. Cały czas szukasz odpowiedniego dla siebie poziomu adrenaliny, czy już trochę się uspokoiłeś? - Specjalnie nie szukam. Wiesz, dzieci dorastają, trzeba było już trochę spoważnieć. Tak czy siak adrenaliny będę potrzebował, ale są inne sposoby na to, by jej dostarczać. Kto wie, być może skończy się na zastrzykach (śmiech). - Czasami człowiek robi takie rzeczy, po których jest mu głupio i źle. Czy czegoś co kiedyś zrobiłeś dziś żałujesz? - Nie. - Stwierdziłeś w jednym z wywiadów, że w Twoim życiu jest tak, że ktoś napisał jego scenariusz, a Ty go po prostu realizujesz. Gdybyś mógł cofnąć czas i zmienić jedną rzecz w swojej karierze, co by to było? - Chyba nic. Nie byłoby tak różowo jak jest teraz, nie przeżyłbym tego wszystkiego co przeżyłem. Nigdy nie żałuję podejmowanych decyzji, cieszę się z tego co mam i staram się podchodzić pozytywnie do życia. Nie rozpatruję tego w kategoriach, czy mi się coś udało czy nie. - Boisz się czegoś w życiu? - Bać się nie boję, ale brzydzę się owadami. Nie lubię karaluchów, żuków i temu podobnych stworzeń… - Za małolata w juniorach Legii przegraliśmy z Wigrami Suwałki 3:5, a ja wracając do domu płakałem jak bóbr. Duże ciśnienie było także podczas meczu z Irlandią w Belfaście. Kibice byli wówczas moim największym A jaka była dla Ciebie najgorsza chwila w karierze? Interwencja i samobójczy gol Twojego przyjaciela Michała Żewłakowa w Irlandii, przepuszczony strzał bramkarza Stoke Asmira Begovicia z prawie stu metrów w lidze angielskiej, czy może brak powołania na mistrzostwa Europy? Siedzi w Tobie jeszcze zadra do trenera Smudy? - Ja już o tym Euro dawno zapomniałem. A Smuda? Niech nam żyje sto lat. Wówczas to on wybierał ludzi i brał za to odpowiedzialność. Zawsze miał problem z osobami, które mają coś do powiedzenia, które mają swoje zdanie. A że nazwałem go Dyzmą? Cały czas uważam, że trafiłem w „dziesiątkę”. Prawda jest taka, że nie było nam nigdy po drodze. Już od samego początku, jak był w Legii, a ja w rezerwach, nie mieliśmy dobrych relacji, może później to już było tego pokłosie. - Na boisku nie dasz sobie w kaszę dmuchać, jesteś pewnym siebie twardzielem. Masz za sobą jakiś mecz po którym szczerze płakałeś? - Eee tam, nie jestem żadnym twardzielem. Poryczałem się po meczu z Niemcami na mistrzostwach świata. Autentycznie było mi wtedy smutno i źle. Za małolata w juniorach Legii przegraliśmy z Wigrami Suwałki 3:5, a ja wracając do domu płakałem jak bóbr. Duże ciśnienie było także podczas meczu z Irlandią w Belfaście. Kibice byli wówczas moim największym rywalem. - Rozegrałeś najwięcej spotkań w reprezentacji spośród Polskich bramkarzy, 65. Czujesz się wybitnym w kontekście reprezentacji? - Czuję się wybitnym Legionistą. - Tatuaże? Każdy niesie za sobą jakieś przesłanie i robię je wyłącznie dla siebie. No, może poza tą słynną małpą na pępku. Ale jej już nie ma, została tylko czarna dziura (śmiech).- Jak Ci się znów mieszka w Warszawie? Wracasz jeszcze do ulubionych miejsc sprzed lat, czy one w ogóle są? - Przez te wszystkie lata wygnania w każdej wolnej chwili do niej wracałem. W Warszawie zawsze czułem się bardzo dobrze. Pandemia nieco utrudnia te powroty, a i zmieniła się bardzo. - Co lubisz robić jak nie grasz w piłkę? - Głównie odpoczywać. - Powiesz wreszcie, od kogo lub czego jesteś „uzależniony” (na szyi Artura widnieje napis „addicted”)? - Nie, nie, to moja słodka tajemnica. - Ważne są dla Ciebie tatuaże? - Każdy niesie za sobą jakieś przesłanie i robię je wyłącznie dla siebie. No, może poza tą słynną małpą na pępku. Ale jej już nie ma, została tylko czarna dziura (śmiech). - Z tego co pamiętam, to w swojej karierze udzieliłem może kilka ciekawych wywiadów i to tylko wtedy, kiedy nie rozmawialiśmy w ogóle o piłce. Mówiąc o futbolu mówisz ciągle to samo, a mówienie wciąż tego samego nie jest przyjemne ani dla tego, kto mówi, ani dla tego kto 20 lat temu zapytany o to, co denerwuje Cię w dziennikarzach sportowych odpowiedziałeś, że póki co nic, a zobaczysz dopiero wtedy, kiedy zaczną o Tobie pisać. No i zaczęli... Dlaczego nie lubisz udzielać wywiadów? - Często jest tak, że rozmawiamy o tym samym. Z tego co pamiętam, to w swojej karierze udzieliłem może kilka ciekawych wywiadów i to tylko wtedy, kiedy nie rozmawialiśmy w ogóle o piłce. Mówiąc o futbolu mówisz ciągle to samo, a mówienie wciąż tego samego nie jest przyjemne ani dla tego, kto mówi, ani dla tego kto słucha. Dawniej także ukazywały się w prasie wywiady, mimo że w ogóle ich nie udzielałem. Ale to nie jest tak, że ja nie lubię dziennikarzy, na tym polega ich praca i ja to rozumiem. - Wyobrażasz sobie siebie w innym polskim klubie? - No nie. Choć może Pogoń Siedlce, czy Zagłębie Sosnowiec. Ale to wszystko. - Jakie masz jeszcze marzenia związane z Legią? - Zagrać z Legią w Europie. I mogę kończyć karierę. - Jeśli czujesz się na siłach i wiesz, że chcesz coś jeszcze zrobić, organizm ci na co pozwala, to to kur… rób. Jak jeszcze ktoś może z tego skorzystać, to tym Jaka jest recepta na piłkarską długowieczność Boruca, czy Ty widzisz w ogóle jakieś światło w piłkarskim tunelu? - Światło? Że niby zbliża się koniec? Mam tego świadomość. W domu mi dokuczają i wypominają popularne stwierdzenie: dobra, jeszcze tylko roczek. Powtarzam go już chyba od sześciu lat. Ale jeśli czujesz się na siłach i wiesz, że chcesz coś jeszcze zrobić, organizm ci na co pozwala, to to kur… rób. Jak jeszcze ktoś może z tego skorzystać, to tym lepiej. - W rozmowie dla Gali powiedziałeś kiedyś, że z lękiem myślisz co będzie gdy skończysz karierę. Co będziesz czuł, kiedy 60 tysięcy ludzi nie będzie już krzyczało Twojego imienia? Będziesz umiał wytrzymać bez tego wszystkiego, co teraz wypełnia Twoje życie? - Absolutnie nie boję się zakończenia kariery, choć wiem, że będzie to bardzo trudne. Mam jednak plan na życie, który już od dłuższego czasu sobie układam. - Za chwilę start przygotowań, zgrupowanie w Austrii i początek walki o europejskie puchary. Trener Michniewicz powiedział, że celem jest Liga Mistrzów UEFA. Ty zawsze mierzyłeś wysoko i także Twoją rolą będzie zmotywowanie mniej doświadczonych chłopaków z zespołu do letniej batalii o Europę. - To rola każdego z osobna, nie tylko moja. Ja tylko mogę zmotywować, podpowiedzieć, ale każdy z nich musi znaleźć odpowiednią motywację do pracy. Musimy wreszcie osiągnąć ten sukces, do którego Legia jest stworzona. Nie jest przykładem sportowca, w klasycznym, podręcznikowym tego słowa znaczeniu. Od zawsze wzbudzał wiele kontrowersji, nie tylko na boisku, ale także poza nim. Charyzmatyczny i charakterny, odważnie dyrygował linią obrony kolejnych klubów i reprezentacji Polski. I mimo ponad 40 lat na karku, niezmiennie trzyma wysoki poziom, znów broniąc bramki „swojej” Legii Warszawa. Zdarza się, że wciąż, mimo upływu czasu i olbrzymiego doświadczenia, jego temperament daje o sobie znać, ale taki właśnie jest. A większość kibiców średniego i młodego pokolenia w ogóle nie wyobraża sobie polskiego futbolu bez niego – Artura Boruca. I choć niewątpliwie blisko 25-letnia kariera golkipera nieuchronnie dobiega końca, można być pewnym, że w pamięci fanów nie tylko nad Wisłą, już znalazł należne sobie miejsce. A – jak Anglia. W bogatej karierze polskiego bramkarza nie mogło zabraknąć występów w kolebce futbolu. I mimo, że największe sukcesy odnosił w innej części Wielkiej Brytanii, również w tym kraju prezentował swoje umiejętności. Przez blisko dekadę występował głównie w Premier League (sezon spędził również na zapleczu angielskiej ekstraklasy). W tym czasie reprezentował barwy Southampton i Bournemouth. B – jak Borubar. Zdaniem wielu kibiców właśnie w taki sposób, po zremisowanym 1:1 meczu z Austrią na Euro 2008, polskiego bramkarza nazwał Lech Kaczyński. Ówczesny Prezydent RP w wywiadzie dla Polsatu wyraził uznanie dla golkipera, a niewyraźnie wypowiedziane zdanie mogło sugerować pomylenie nazwiska zawodnika Celtiku Glasgow. W rzeczywistości z ust głowy państwa padło jednak zdanie: „Dobry był także nasz bramkarz – Artur Boruc bardzo”. C – jak Celtic. Polski bramkarz przez pięć lat występów w Glasgow zapracował na miano jednej z klubowych legend. Od 2005 do 2010 roku w barwach Celtów Boruc rozegrał 221 spotkań i walnie przyczynił się do wywalczenia trzech tytułów mistrzowskich, Pucharu Szkocji i dwóch Pucharów Ligi. Artur Boruc wraz z kolegami z drużyny świętuje wywalczenie tytułu mistrza Szkocji w sezonie 2006/2007. Obok Polaka trofeum wznosi kapitan Celtiku – Neil – jak debiut. Przygoda z reprezentacją Polski Artura Boruca trwała ponad 13 i pół roku, a jej początek miał miejsce dokładnie 28 kwietnia 2004 roku na stadionie Zawiszy w Bydgoszczy. Właśnie wtedy prowadzona przez Pawła Janasa drużyna, w towarzyskim spotkaniu bezbramkowo zremisowała z Irlandią. 24-letni wówczas golkiper warszawskiej Legii zaczął na ławce rezerwowych, ale w 59. minucie zastąpił między słupkami Jerzego Dudka. E – jak Euro 2008. Po trzech spotkaniach na mundialu 2006, również dwa lata później Boruc (już w drużynie prowadzonej przez Leo Beenhakkera) był podstawowym bramkarzem, a podczas meczów z Niemcami (0:2), Austrią (1:1) i Chorwacją (0:1) okazał się najjaśniejszą postacią w ekipie biało-czerwonych. Bez jego skuteczności między słupkami austriacko-szwajcarski turniej mógł zakończyć się prawdziwą kompromitacją. F – jak Fiorentina. Włoska przygoda bramkarza była najkrótsza ze wszystkich zagranicznych okresów jego kariery. W ekipie Fiołków spędził dwa sezony, podczas których wystąpił w sumie w 64 spotkaniach. Początkowo był zmiennikiem Sébastiena Frey’a, ale gdy Francuz doznał kontuzji, zajął jego miejsce, którego później już nie oddał. Po wygaśnięciu dwuletniego kontraktu klub z Florencji nie zdecydował się jednak na jego przedłużenie. ŹRÓDŁO: @arturborucJeszcze wiele lat po opuszczeniu stolicy Toskanii Artur Boruc z sentymentem wracał do czasów gry w Serie – jak Glasgow Rangers. O ile polski bramkarz stosunkowo szybko swoją postawą na boisku zaskarbiał sobie sympatię kibiców kolejnych klubów, w których występował, to dla fanów największych rywali momentalnie stawał się wrogiem numer 1. Nie inaczej było w Szkocji, gdzie golkiper Celtiku był wręcz znienawidzony przez sympatyków lokalnego rywala. Ci niejednokrotnie nie szczędzili mu „uprzejmości”, a zdarzało się nawet, że wprost życzyli mu śmierci, do czego – co trzeba przyznać – sam Polak często ich prowokował. H – jak Holy Goalie. Takie określenie do Boruca przylgnęło właśnie w czasach gry w Glasgow. „Świętym Bramkarzem” został ochrzczony po tym jak, podczas jednego z meczów derbowych na stadionie lokalnego rywala, przed pierwszym gwizdkiem ostentacyjnie się przeżegnał. I może nie byłoby w tym nic prowokacyjnego, gdyby nie fakt, że w Szkocji toczyła się właśnie gorąca debata o symbolice religijnej w przestrzeni publicznej, a fani Rangersów w zdecydowanej większości deklarują się jako protestanci. Oczywiście zachowanie bramkarza przypadło do gustu kibicom Celtów, otwarcie wyrażających swoje przywiązanie do katolicyzmu. I – jak Irlandia Północna. O tym marcowym popołudniu w 2009 roku na Windsor Park w Belfaście bramkarz reprezentacji Polski chciałby z pewnością raz na zawsze zapomnieć. I nie chodzi tylko o fakt, że w walce o punkty eliminacji mundialu 2010 biało-czerwoni ulegli gospodarzom 2:3, ale przede wszystkim o to, w jaki sposób piłka po raz trzeci trafiła do bramki Boruca. Samobójczy gol Michała Żewłakowa zapisał się w niechlubnej historii naszego futbolu, a wychowankowi Pogoni Siedlce pewnie śni się do dzisiaj. 3:1 Katastrofa Polaków i samobój Mi. ŻewłakowaJ – jak Jan Tomaszewski. Dla wielu adeptów sztuki bramkarskiej, Polak który zatrzymał Anglię na Wembley, przez lata był i jest niedoścignionym wzorem. Jednym z tych, którym udało się pójść w ślady legendy Łodzkiego Klubu Sportowego był właśnie Boruc, który zdołał nawet poprawić jeden z reprezentacyjnych rekordów wielkiego poprzednika. Obecnie to właśnie on, z dorobkiem 65 meczów w drużynie narodowej, przewodzi na liście golkiperów z największą liczbą występów w kadrze. Popularny „Tomek” bluzę z orzełkiem zakładał w dwóch spotkaniach mniej. K – jak Król Artur. Bogaty dorobek sprawił, że właśnie taki przydomek przylgnął do Boruca nad Wisłą. Kibice wciąż mają w pamięci efektowne interwencje, które ratowały biało-czerwonych przed stratą bramek i prowadziły naszą reprezentację do kolejnych wygranych. Nawiązanie do celtyckiego władcy z przełomu V i VI wieku również wydaje się nieprzypadkowe, biorąc pod uwagę brytyjski okres kariery polskiego bramkarza. „Królewską” oprawę miał również jego ostatni występ w narodowych barwach, kiedy to w meczu z Urugwajem (0:0) w listopadzie 2017 roku, wyprowadził Polaków na murawę PGE Narodowego w roli kapitana. Szpaler dla Króla Artura - A. Boruc żegna się z grą w kadrzeL – jak Legia. Dla klubu z Warszawy Boruc jest postacią wręcz pomnikową. To w stolicy zaczynał „poważną” grę w piłkę, debiutował w ekstraklasie i świętował pierwsze sukcesy. To też z Łazienkowskiej wyruszył w świat, żeby później podbijać stadiony Szkocji, Włoch czy Anglii. I w końcu tu wrócił u schyłku kariery. Dość powiedzieć, że pierwsze mistrzostwo Polski z „eLką” na piersi, wywalczone przez Boruca w sezonie 2001/2002 od drugiego dzieli… 19 lat! Mimo upływu czasu wciąż jest liderem zespołu i prowadzi go zarówno w tych lepszych, jak i nieco gorszych podpisałbym się pod zdaniem: „Artur Boruc nigdy z Legii nie odszedł, po prostu pracował w innych klubach?”. Myślę, że tak, to bardzo ciekawe zdanie. Wiadomo, że moje serce zostało tutaj. Było kilka okazji, ale nigdy do tego nie doszło. Bardzo się cieszę, że DLA Z 1 SIERPNIA 2020 – jak łamanie reguł. Boruc nigdy nie przejmuje się tym, co powiedzą inni. Często nie przebiera w słowach i robi dokładnie to, co uważa za słuszne, nie zważając na konsekwencje. Wielokrotnie było o nim głośno w kontekście tego, co media lubią nazywać skandalami. Tak było w przypadku chociażby tzw. „afery samolotowej”, po której z kadry usunął go Franciszek Smuda. Za swoje ekspresyjne, a czasem nieodpowiedzialne zachowania, już na boisku często był również upominany przez arbitrów, a nawet karany czerwonymi kartkami. M – jak mechanik samochodowy. Stawiając na intensywne treningi we wczesnym dzieciństwie, wielu zawodników nie ma zwyczajnie czasu na edukację. Łączenie sportu z nauką z roku na rok staje się coraz bardziej problematyczne, a piłkarze często decydują się ostatecznie na poświęcenie ukochanej dyscyplinie. Boruc ukończył szkołę zawodową, a jego wyuczonym zajęciem jest właśnie naprawa pojazdów. N – jak Niemcy. Z odwiecznym rywalem biało-czerwonych Artur Boruc miał okazję rywalizować trzykrotnie, a dwa z tych spotkań przypadły na wielkie, mistrzowskie imprezy. Na mundialu w 2006 roku Polacy ulegli gospodarzom w ostatnich sekundach, a na Euro 2008 zmorą bramkarza okazał się Lukas Podolski. Czyste konto zachował dopiero w ostatnim spotkaniu, kiedy to w 2014 roku w Hamburgu mecz zakończył się remisem. Za każdym razem golkiper zbierał jednak bardzo pochlebne recenzje. Fenomenalna parada A. Boruca!O – jak Ojciec Święty. W 2008 roku bramkarz Celtiku po derbowym meczu z Rangersami zdjął bramkarską bluzę, pod którą miał koszulkę z wizerunkiem Jana Pawła II i napisem „Panie błogosław Papieża!”. Jak można się było spodziewać, nie zostało do ciepło przyjęte na trybunach Ibrox Park. gdyż kibice Rangersów w większości są wyznania protestanckiego. Ale sam zawodnik tłumaczył, że nikogo nie prowokował i nikt nie ma prawa zakazać mu eksponowania ważnych dla niego symboli czy postaci. P – jak papierosy. Korzystanie z używek nie jest czymś, co przynosi chlubę zawodowym sportowcom, ale fakty są takie, że Boruc niejednokrotnie został przyłapany przez paparazzich na „puszczaniu dymka”. Media bulwarowe oczywiście nie omieszkały wówczas nagłaśniać sprawy, ale sam zainteresowany zdawał się nigdy nie przejmować takimi informacjami. Niech pomyślę... Pewnie rzucę papierosy i przestanę pić wódkę, schudnę dwadzieścia kilogramów. Zrobiłbym też coś dla świata. Załatam czarną dziurę, powalczę z głodem w POSTANOWIENIA ARTURA BORUCAWYPOWIEDŹ DLA „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO” Z 28 GRUDNIA 2009 – jak rodzeństwo. 65-krotny reprezentant Polski pochodzi z dużej rodziny. Jest jednym z pięciorga dzieci Jadwigi i Władysława Boruców. To właśnie starszy brat – Robert pierwszy zaprowadził go na trening. Ma też trzy siostry: Katarzynę, Annę i Paulinę. S – jak Siedlce. Rodzinne miasto bramkarza. W miejscowej Pogoni stawiał pierwsze kroki w futbolu i w niej zaczął osiągać juniorskie sukcesy. W drużynie seniorów zadebiutował w wieku 16 lat i to stąd trafił później do oddalonej o niespełna 100 km Warszawy. T – jak tatuaże. Polski bramkarz jest znany z ozdabiania swojego ciała. Wśród kilku jego tatuaży, wiele dyskusji wywołał ten widoczny na szyi, na którym można odczytać zapisane po angielsku słowo „uzależniony”. Niektórzy doszukiwali się w nim ironicznej reakcji Boruca na zarzuty o zażywanie narkotyków. Prawda jest jednak inna, a jak później wyjawił sam zainteresowany, pełna treść napisu to: „Addicted to S” i był on skierowany do ówczesnej partnerki, a obecnie żony piłkarza – Sary. ŹRÓDŁO: @mannei_is_her_nameSara Mannei jest drugą żoną Artura Boruca. Para pobrała się w 2014 – jak USA. Wymarzone miejsce do życia dla rodziny Boruców. Żona piłkarza pod koniec 2021 roku ujawniła, że po zakończeniu kariery przez bramkarza Legii para planuje się przenieść właśnie za Ocean. Miejscem, w którym mieliby zamieszkać z trójką swoich dzieci jest Los Angeles. W – jak Widzew. Być może niewielu kibiców pamięta, ale Artur Boruc ma na koncie jedną bramkę zdobytą w oficjalnym spotkaniu. Miało to miejsce w przedostatniej – 25. kolejce sezonu 2003/2004, który Legia Warszawa zakończyła ostatecznie na drugim stopniu podium, a klub z Łodzi pożegnał się z ekstraklasą. W trakcie meczu przy Łazienkowskiej różnica klas wynikająca z pozycji w tabeli była nad wyraz widoczna, dlatego kiedy gospodarze przy prowadzeniu trzema bramkami stanęli przed szansą podwyższenia wyniku z rzutu karnego, do piłki podszedł bramkarz. Ulubieniec publiczności trafił do siatki, a mecz zakończył się wynikiem 6:0. Z – jak zakończenie kariery. Jeśli piłkarz (nawet występujący na pozycji bramkarza) świętuje właśnie 42. urodziny, pytanie o ostateczne pożegnanie z murawą jest całkowicie zasadne. Mimo, że Artur Boruc wciąż prezentuje wysoką formę, wszystko wskazuje na to, że po zakończeniu sezonu 2021/2022 nie zobaczymy go już między słupkami. Nie wszyscy kibice będą za nim tęsknić, ale bez niego polski futbol będzie o wiele uboższy. ► ZOBACZ PAMIĘTNE INTERWENCJE A. BORUCA W REPREZENTACJI Sara Mannei zaistniała w polskim show biznesie dzięki romansowi z Arturem Borucem z którym związała się w atmosferze skandalu. Bramkarz zaczął się bowiem spotykać z Sarą krótko po tym, jak na świecie pojawił się jego syn z poprzedniego związku. Sara i Artur stanęli na ślubnym kobiercu w 2014 roku, a wesele zorganizowali na greckiej wyspie także: Sara Boruc uspokaja: "Między mną a Mariną nie ma złych emocji"Ostatnich dni tegorocznych wakacji Sara Boruc nie zaliczała do najbardziej beztroskich. Spostrzegawczy fani zauważyli wtedy przygnębienie celebrytki i sugerowali, że w jej życiu może dziać się coś żona Artura Boruca zdecydowała się wyjawić, że powodem jej gorszego samopoczucia jest niepokojąca zmiana w piersi. Do momentu wizyty u lekarza Boruc żyła w ogromnym stresie. Dzięki badaniom wkrótce okazało się, że z jej zdrowiem wszystko jest w ciężkie chwile ma już za sobą, teraz w spokoju może świętować w gronie bliskich. Dziś Sara kończy 36 lat. Życzenia spływają nie tylko od zaprzyjaźnionych celebrytek. Z tej okazji WAG otrzymała od swojego męża ogromny bukiet różowych kwiatów. Romantyczny Artur zamieścił również wpis w swoich mediach społecznościowych, w którym podziękował swej partnerce, że może iść przez życie u jej jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze to oni nie mieszkają razem że przez insta życzenia składają sobie???Gdyby nie instagram to pewnie tych róż by nie było, wszystko na pokaz Najnowsze komentarze (98)Medialnie wszystko pięknie ładnie. Miłość, rodzina etc... szkoda tylko, że UK trzeba było szybko opuścić bo ten cudowny małżonek zdradzał Sarę... a „owocem „ tej zdrady jest ciąża kochanki...no cóż takie życie celebrytki.. trzeba akceptować wyskoki męża za cenę wygody !!! Hipokryzja taki mąż to skarb. chociaż ja na swojego też nie mogę narzekać. ostatnio jak był w delegacji to przysłał mi piękny kosz kwiatów pocztą kwiatową, żebym o nim nie zapomniała ;)fajna para wizualnie super,jak im w życiu...czas pokaże. 100 latA Kasi też, składał i innym, cyrk wszystko na pokaz,zycie na pokazMojej koleżance tez składał życzenia z okazji urodzin niestety z wiadomych przyczyn nie mogła się tym pochwalić na insta!!!Fajna para : Szczęśliwa!!!Matko jedyna w tej windzie ma takie szlorowate spodnie,nie ma hejt ? Wam ludzie nic nie pasuje . 🤣🤣🤣 Ohydne zjawisko. cudowni !uwielbiam Ich !! w sumie to im można pozazdrościć, tyle lat razem i wciąż wielka miłośćBiedna . A on ją zdradza na lewo i prawo , tu dziecko tam dziecko ....szczerze to ja jej współczuję 👁️.

artur boruc tatuaż na szyi